niedziela, 10 maja 2015

Za wszystko trzeba płacić

Wstałem rano. Obudzony z mocnego snu, mimo iż długo nie mogłem zasnąć. Tyle przeżyć. Stresu. Tyle przygotowań. 
Myślałem ze jestem dobrze przygotowany do wszystkiego, że mam wszystko obcykane. Co, gdzie, skąd itd. Okazało sie ze nie do końca...

Kiedy z hotelu zadowolony przyjechałem na lotnisko, szybko okazało sie ze coś nie gra...
Na liście odlotów nie było mojego lotu. Poczułem sie jakby ktoś zmroził moje ciało gaśnicą lub wylał kubeł zimnej wody. Kolejny rzut oka na kartę pokładowa, na tablice odlotów, i już wiedziałem. Dla pewności dopytalem sie w informacji. Byłem na złym lotnisku. Mój lot jak z przerażeniem potwierdziłem był z głównego lotniska Brukseli, oddalonego ok 75 km od miejsca gdzie stałem.
Była 8.15, mój boarding na samolot miał sie zacząć o 9.50. 

Chwila zastanowienia. Co robić. Znów informacja - jest autobus do centrum Brukseli za ok. 20 min. Potem z centrum na lotnisko... Znam te autobusy. Zajmuje im ok. Godzinę do centrum a co potem? Krotki wywiad, potem decyzja. Taksówka. Co robić, trudno. Trochę targowania o cenę. 
Jedziemy. Kiedy? Już. Teraz. Szybko!

Droga na lotnisko była dobra, autostrada, potem droga dwupasmowa. Kiedy myślałem, że uda nam się dotrzeć w ok. 40 minut, już przed lotniskiem wpadliśmy w korek, w którym jechaliśmy kolejne 20 min. Taksówkarz pyta o pieniądze. Ja mu mówię, że nie mam, muszę wypłacić z bankomatu. Zły rzuca jakis tekst po arabsku. Dobrze, poczeka, nie ma wyjścia. Wchodzę na halę lotniska, dwie osoby przede mną przy automacie. Chwile czekam, wypłacam, lecę po duży bagaż, który zostawiłem w Taxi. Rozliczam sie z kierowca i biegnę (o ile można nazwać bieganiem szybsze człapanie z 30 kg bagażu wiszącym na człowieku). Kolejka do zrzucenia bagażu. Chwile stoję. Ale nie. To nie moja kolejka. Obok pusto, nadaje bagaż. Miła pani mówi, żebym sie spieszył bo wszędzie są spore kolejki. Jest 9.25

Pędzę już tylko z bagażem podręcznym do kontroli paszportowej. - Pan z Unii? Tak. Tutaj. Krótsza  kolejka. Stoję i czekam.  Powoli przesuwamy sie do przodu. Po kontroli paszportowej droga do Security Check biegnie przez szereg sklepów wolnocłowych. Przemykam miedzy perfumami i czekoladkami. Kontrola bagażu podręcznego. Wszystko sprawnie wrzucam na tace. Przechodzę przez bramki - zielono. Mój bagaż jednak budzi kilka pytań. Proszę wyjąc to i to i przeskanujemy jeszcze raz. Chyba moja stalowa butelka na wodę przysłoniła spora cześć bagażu. Ok. Mogę sie pakować. Już 9.51.

Gdy wychodzę na długi korytarz przy którym są bramki do odlotów szybko orientuje sie ze moja bramka jest na samym końcu. Na szczęście są ruchome chodniki, po których śmigam miedzy stojącymi pasażerami. Dochodzę do bramki. Tłum ludzi, już sie zaczęło. Ok. Mam jeszcze chwile, żeby choć kupić czekoladki. Wracam do bramki i po chwili wchodzę na pokład samolotu 787 Dreamliner, na miejsce 26E, jako jeden z ostatnich pasażerów.


Zdążyłem, ale okupione było to sporą dawką stresu i euro. Za gapowe trzeba płacić. Takie życie. 

Zastanawiam sie skąd wzięło się moje niedopatrzenie. Skąd się wzięła moja niezachwiana pewność, że lecę tam skąd lecę? Nie mam na to teraz dobrej odpowiedzi. Zdenerwowało mnie to i postawiło na nogi. Może dzięki temu uniknę podobnych niespodzianek w przyszłości. 

1 komentarz:

  1. Heja! Chyba bym się ze***ła ze strachu w chwili, gdy stoję na jednym lotnisku, a wiem że muszę być na drugim! Niesmowite, że zawału nie dostałeś :) To chyba był chrzest bojowy! Pozdrawiam z Wawy, rozmyślając o Montrealu (tak tak) - Gosia z biurka :D

    OdpowiedzUsuń